piątek, 15 października 2010

Krytyka ładu absolutnego.

Wbrew tytułowi rzecz będzie prozaiczna, a tyczyć się będzie ładu, w ujęciu codziennym i przyziemnym. Sprzątanie bo o tym jest ta rozprawa, postrzegać należy jako proces mający na celu usunięcie zanieczyszczeń z otaczającej nas przestrzeni dla zrobienia miejsca  kolejnym zanieczyszczeniom.

Takie postrzeganie tego działania jest z lekka ironiczne i tracące beznadzieją, jednak wydaje się być jedynym zdroworozsądkowym. Oczywiście rodzi się zagrożenie wynikające z logicznej implikacji zawartej w tej definicji, że potraktujemy proces sprzątania za zgoła bezsensowny i zarzucimy go na zawsze, uznając za drogę do nikąd. Jest to możliwy ale ekstremalny przypadek, który można pominąć w dalszych rozważaniach. Skupmy się na sprzątaniu jako presji  psycho-społecznej  zapanowania nad przestrzenią i jego aspektach w relacjach interpersonalnych. Jak wynika z moich subiektywnych obserwacji, proces sprzątania generuje szereg konfliktów, zarówno wewnętrznych w obrębie ego, jak i między ludzkich w wymiarze społecznym.  Moim zdaniem ludzi można podzielić na dwa typy sprzątaczy, "liberałów" dla których sprzątanie jest jedynie elementem wymaganym do zachowania pewnego zadowalającego poziomu higieny i "konserwatystów" dla których sprzątanie jest jedynie środkiem w dążeniu do czegoś więcej - do ładu absolutnego. Na tym polu, w relacjach między tymi dwiema grupami rodzi się poważny konflikt. Konflikt rodzi się również w głowach ludzi ogarniętych konserwatywną rządzą czyszczenia, z jednej strony chcą koniecznie zapanować nad otaczającą przestrzenią, a z drugiej strony świadomi są beznadziejności ich działań w obliczu ciągle rosnącej entropii. 


Podstawowy problem tkwi w samym postrzeganiu sprzątania lub tymczasowego stanu ładu. Można to postrzegać tak jak we wstępnej definicji, jako swego rodzaju konieczność o nietrwałych efektach, którą należy zaakceptować mimo iż nie gwarantuje satysfakcji naszemu ego. Można też postrzegać sprzątanie jako formę dążenia do ideału czystości, gdzie sam akt czyszczenia ma wtórne znaczenie, przyćmiewa go konieczność osiągnięcia czystości i to najlepiej w sposób trwały. W takim podejściu, czystość wydaje się być taką samą utopią jak komunizm, czy sprawiedliwość społeczna.

Kolejną różnicą w podejściu do problemu sprzątania jest sposób postrzegania go w funkcji czasu. Otóż, ci z nas którzy postrzegają sprzątanie jako przykrą konieczność, traktują je jako proces okresowy, lub nawet incydentalny.  Z kolei druga grupa staje się swego rodzaju zakładnikiem procesu traktując go jako zjawisko ciągłe, wymagające stałych poprawek i doskonalenia w drodze do Nibylandii Pana Propera.
Czas na  antagonizmy tyczące się progów tolerancji chaosu (lub zwyczajnie bałaganu). Generalnie próg ów,  u ludzi (prym wiodą tu raczej mężczyźni) traktujących zasadę równych szans pomiędzy estetyką, a funkcjonalnością, jest położony na tyle wysoko, że "konserwatystom" ładu wydaje się, że ci pierwsi są siewcami chaosu. Tak bardzo zależy im na zachowaniu, wypracowanego z takim trudem stanu symetrii, że traktują każdego kto choćby odrobinę zakłóca tą idyllę, jak szkodnika nad którym należy zapanować. Z pomocą  mopa i odkurzacza sieją terror, wzbudzają konflikty, mimo iż walkę de facto toczą z wiatrakami, zatracają jednocześnie funkcjonalność bronionych przestrzeni na rzez przerośniętej estetyki.  Prawda jest tak, że ich "wrogowie" mają zwyczajnie inaczej - dużo wyżej - położony próg tolerancji na nieład, co nie znaczy, że są pozbawieni poczucia piękna. Ich podejście zakłada sprzątanie jako czynność przejściową i nieciągłą będącą celem samym w sobie, uruchamianą po zaistnieniu okoliczności z wiązanych z przekroczeniem wspomnianych progów tolerancji. Osobniki o takim podejściu do problemu nie są opętani przez imperatyw czystości ponad wszystko. Paradoksalnie jeśli koegzystują oni z ludźmi o nisko umiejscowionym progu tolerancji, ich funkcja sprzątania może nigdy nie zostać uruchomiona w sposób automatyczny, gdyż wcześniej zostaną wyręczeni lub przymuszeni do tego przez "niskoprogowców". Ci z kolei są owładnięci przymusem czyszczenia dla osiągnięcia nirwany ładu absolutnego, ich progi tolerancji leżą zazwyczaj w pobliżu zera tolerancji, a w przypadku ludzi ogarniętych chorobliwą psychozą natręctw, poniżej zera. 
Powyższe różnice rodzą wiele konfliktów i unieszczęśliwiają ludzi nawzajem, robiąc z nich zakładników ładu i porządku we własnych domach. Trwonienie cennych chwil swojego życia w imię doskonałości form estetycznych, które są nie do ziszczenia, wydaje się bezsensem, tym bardziej w świetle tego o czym napisałem we wstępie, że porządek jest jedynie preludium dla kolejnego bałaganu.                

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz