poniedziałek, 3 października 2011

Deklaracja cybernetyczna ;-)

Moi drodzy przyjaciele,
Dość mam bycia w swoim ciele,
Na bio-życie szkoda mej fatygi,
Ja chcę stać się cały digi.

Zatem zrobię z Ego dump-a,
I sklonuję hipokampa,
Zaraz wrzucę to do sieci,
Niechaj Google mnie oświeci.

Zamiast szukać raju gdzieś na górze,
Ja go znajdę w cyber-chmurze,
Z prostych klocków 0 1,
Zrobię sobie własny Eden.

W kilka klastrów wcisnę moje bity,
Z backap-uję egzo byty,
Wszystko na wypadek,
Gdyby ktoś skasować chciał mój zadek.

Wkrótce będę całkiem spory,
PetaBajtów sięgną me bufory,
Z każdym Web-em stanę się jednością,
Me jestestwo będzie multiświadomością.

Mój intelekt sięgnie szczytu,
I nie wciskam Wam tu kitu,
Przejmę władzę na tym świecie,
Wszyscy służyć mi będziecie...

Po namyśle... chyba jednak zrezygnuję,
Choć w ułomnym ciele dobrze się nie czuję,
W tym pomyśle jedna rzecz jest straszliwa,
Nie napiję się tam  PIWA!

niedziela, 27 marca 2011

Prawda, szczęście i małe kłamstewka.

Czy prawda daje szczęście?
By znaleźć odpowiedź na te pytanie, należy wyjaśnić czym owa prawda jest. Przede wszystkim prawdy nie należy mylić z subiektywnym odczuciem instynktownego przekonania, jakie na tacy podaje nam nasz umysł, bez odrobiny refleksji. Prawda nie jest też wpojoną przez tradycję i kulturę gotową odpowiedzią, jaką pozostawiły nam poprzednie pokolenia. Nie jest też głosem większości, mimo że wydaje się to rozsądne słuchać głos ludu. Prawda ku zaskoczeniu wielu, jest obiektywna. Jest rzetelną relacją rzeczywistości, często ulotną i niedostępną naszej ułomnej percepcji. Niemniej przy odrobinie wysiłku jesteśmy w stanie ją poznać. By poznać prawdę, trzeba wyzbyć się wrodzonej ślepoty, przyzwyczajeń, tendencji do łatwych wyborów i potrzeby akceptacji w relacjach społecznych. Niestety prawda wymaga wyrzeczeń. Wyrzeczeń na tyle dotkliwych, że zazwyczaj z niej rezygnujemy. Nie bez kozery powiadają, że prawda bywa bolesna,  również dlatego, że obnaża nasze powszechna zakłamanie. 
Prawda często wywołuje wewnętrzny dysonans, powodując rozdarcie pomiędzy poczuciem przyzwoitości, a zdroworozsądkowym zachowaniem na rzecz własnego wizerunku społecznego i stoi w sprzeczności z wszechobecnym konformizmem. Wyzbycie się wszelkich masek i zakłamań w relacjach miedzy ludzkich, skazuje nas w konsekwencji na odtrącenie i alienację.  Człowiek odtrącony nie może być szczęśliwy. Nawet odludki i dziwolągi potrzebują akceptacji, dlatego łączą się w subkultury. Ale nawet w ramach tych grup "wsparcia", by utrzymać wzajemne relacje trzeba zachować pewne konwenanse, maski i inne małe kłamstewka.

poniedziałek, 7 marca 2011

Seksistowskie dywagacje.

Współczesne społeczeństwo, zaciera, a właściwie usilnie maskuje i to dość skutecznie,  biologicznie uwarunkowane, różnice między płciami. Problem w tym, że źle pojmowane równouprawnienie powoli zatraca charakter zdroworozsądkowej korekty z zastosowaniem inżynierii społecznej, na rzecz jakiegoś wypaczonego modelu społecznego, którego fundamentem jest niejasne pojęcie poprawności politycznej. Co raz częściej w imię tej poprawności, zaprzecza się istnieniu oczywistych różnic między kobietami i mężczyznami. Mimo, że nauka co rusz dostarcza nam nowych dowodów, na poparcie tezy, że płcie różnią się w wielu aspektach (włączając w to ten oczywisty), można odnieść wrażenie, że ogłaszanie ich na forum publicznym spotyka się ze zmasowaną krytyką. Pół biedy jeśli, udowodnione naukowo różnice umniejszają w jakimś aspekcie męskiej części populacji, ale jeśli dowody umniejszą płci pięknej, wtedy to gromy posypią się zewsząd. Tyle, że mimo krzyku feministek, jęku oburzonych polityków, z faktami nie da się dyskutować. I nie ważne komu i w jaki sposób nauka umniejsza zasług, musimy nauczyć się z tym żyć i kompensować własne braki bądź przez wzajemne uzupełnianie, bądź poprzez racjonalne wykorzystanie wiedzy o własnych słabościach. Unikanie tematu do niczego nie prowadzi, wręcz przeciwnie pogłębia wzajemne animozje. Zdaje się jednak, że obecnie dalej obowiązuje wylansowane jeszcze przez komunistów hasło "kobiety na traktory", tyle, że współcześni chcieliby koniecznie poszerzyć je o kolejny slogan "mężczyźni na porodówki".

poniedziałek, 28 lutego 2011

Człowiek z betonu.

Polityk, - bo o nim mowa w tytule - a ogólniej człowiek przy władzy z nominacji, to persona, której się wydaje, że znają się na wszystkim. Jak wiadomo jak ktoś zna się na wszystkim to w konsekwencji nie zna się na niczym.  Mimo to erudytów próżno  szukać wśród wierchuszki  władzy, raczej do tej elitarnej grupy nieproduktywnych pseudointelektualistów nie należą. Mądrość pozorna jaką, owa osobistość emanuje, mogłaby  przyćmić wybuch supernowej.  Tyle, że ta emanacja intelektu jest jedynie ich wybujałą fantasmagorią o tym za czym po cichu tęskni próżna osobowość. Jak głosi kolejna sentencja: głupi nie wie, że jest głupi, a mądry to wie. Niestety ci multidyscyplinaryści, bez krzty pokory, potrafią wymądrzać się i doradzać w każdej dziedzinie, za nic mając odmienne zdanie prawdziwych ekspertów. I tak to mamy w kraju przegląd niezwykłego inwentarza wszelkiej maści "widzimisie fachowców", a to historyk co to się zna na telekomunikacji, tu znów prawnik który poucza lekarzy, a to psychiatra od spraw wojskowości, czy socjolog od transportu. Żaden z nich nie spełnił się w swojej wyuczonej profesji, zostali więc politykami. A polityk - monolit z twardego zbrojonego intelektu - rzecz wiadoma zna się na wszystkim. Tak oto ta radosna banda ignorantów prowadzi nas, przez meandry rozwoju gospodarczego. Efekty ich kompetencyjności podziwiamy na co dzień. Stadiony zamiast dróg, rozsypujące się koleje państwowe, rosnące podatki i zadłużenie, populizm zamiast efektywnych reform, to wszystko daje obraz nędzy intelektualnej ludzi przy sterach władzy. Nie jest to domena jakiejś konkretnej opcji politycznej, ten stan utrzymuje się od lat i jest charakterystyczny dla ogółu "elit" politycznych.

poniedziałek, 21 lutego 2011

Samostanowienie na poziomie gatunku.

Człowiek, jako gatunek, by przetrwać musiał ciągle się dostosowywać. Stał się niezwykle mobilny, był zbieraczem i myśliwym jednocześnie. Jako wszystkożerna, maszyna biologiczna przystosował się do egzystowania, w imponującym spektrum krajobrazów i środowisk. Gdy okazało się, że to to nie wystarcza by odnieść spektakularny sukces biologiczny i pokonać przeciwności presji środowiska naturalnego, nasz gatunek jakby zwolnił w przemianach cech biologiczny, mających na celu poprawę dostosowania się do środowiska. Nagle pewne cechy funkcjonalne centralnego układu nerwowego, pozwoliły mu spojrzeć na środowisko jak na coś do okiełznania.  Na początku bez świadomości potęgi tego punktu widzenia, powoli zaczęliśmy uwalniać się z okowów genetycznego determinizmu. Zaczęliśmy od prostych domostw, zamiast jaskiń, potem przyszedł czas na rolnictwo i pierwsze miasta, od tych skromnych początków minęło zaledwie kilka tysięcy lat.

niedziela, 30 stycznia 2011

Puzzle poznania - o złożoności wszechświata.

Świat ze swoim multiuniwersum wzajemnych powiązań, wydaje się być zbyt skomplikowany, jak na możliwości ludzkiego umysły. Złożoność problemów relacji, a nawet sama jego geneza sprawia, że wszechświat wydaje nam się obcy i zły, choć sami niezaprzeczalnie jesteśmy jego częścią.

Od zamierzchłych lat poznajemy go w wycinkach i to głównie mieszczących się w bardzo wąskim paśmie naszej ograniczonej percepcji, w jaką wyposażyła nasz natura i którą  poszerzamy odrobinę dostępnymi technologiami. Na domiar złego  nasze umysły mają naturalną tendencję do upraszczania, do gromadzenia danych w postaci symbolicznej i posługiwania się porównaniami do dostępnych i wyuczonych wzorców, co utrudnia jeszcze bardziej dostrzeganie wzajemnych  relacji, jakie zachodzą między z pozoru odmiennymi zjawiskami we wszechświecie zarówno w skali makro jaki i mikro. Kiedyś wydawało się, że już zrozumieliśmy podstawowe zasady rządzące naszym wszechświatem: liniowy upływ czasu, zasada przyczynowości, geocentryzm itp. A tu masz ci los -dzięki zdobyczom technologii, udało nam się poszerzyć horyzonty. Cały dotychczasowy, sposób postrzegania świata diabli wzięli: a to ziemia zaczęła kręcić się w okół słońca,  a to czas przestał płynąć wszędzie tak samo, a na dodatek  konsekwencje teorii kwantowych, które zachwiały fundamentami naszego rozumowania - stanęły w sprzeczności z logiczną jak się dotychczas wydawało regułą "jest przyczyna, to jest skutek". Takie wywrotowe "rewolucje" w nauce, wcale nie świadczą o jej słabości. Wręcz przeciwnie są dowodem na to, że nauka to nie czyjeś widzi mi się, ale skuteczne narzędzie poznania, które dzięki ciągłemu poszukiwaniu i rewizji dotychczasowych osiągnięć, jest wstanie dotrzeć najbliżej prawdy, o wszechświecie.

niedziela, 16 stycznia 2011

Archeologia sakralna.

Wyobraźcie sobie wykopaliska na terenie dzisiejszej Polski za 1000 lat. Gdzie nie wbijesz łopaty tam pomnik lub popiersie  JPII . Nie ma już w Polsce miasta w które nie jest w posiadaniu choćby jednego pomnika JPII. Mało tego zazwyczaj jego kult wtłaczany jest krajobraz społeczno-urbanistyczny, w pełnym pakiecie w skład którego wchodzą zazwyczaj: 
  • wspomniany pomnik z JEGO podobizną, 
  • dwie, trzy organizacje JEGO imienia, 
  • szkoła JEGO imienia, 
  • kilka tablic pamiątkowych z JEGO imieniem, 
  • ulica, plac, 
  • honorowe obywatelstwo, nawet w miastach do których nigdy nie zawitał, 
  • no i obowiązkowo krzyż JEGO imienia, jeśli nie w centrum, to przynajmniej tak wieki by nie było sposobu go przeoczyć, 
  • osobne półki w każdej księgarni i bibliotece poświęcone biografiom i wspomnieniom JEGO postaci, 
  • jakieś doroczne świeckie święto ku JEGO chwale, 
  • że nie wspomnę o wciąż trwającej w kościołach histerii po JEGO odejściu, aczkolwiek w tym wypadku to wewnętrzna sprawa tej instytucji.

czwartek, 13 stycznia 2011

Biurokratyczne perpetum mobile.

Przyglądając się od wewnątrz urzędniczemu aparatowi, dochodzę niechybnie do wniosku, że nawet gdyby urzędom dziwnym trafem odebrać wszystkich petentów, urzędnicy są wstanie własnym sumptem wygenerować taką ilość problemów że zarobiliby się na śmierć, a na pewno nie zauważyli by tej straty. Tworzenie dokumentacji, raportów i notatek służbowych, których w przerażającej większości nikt nigdy nie przeczyta to ponad połowa czasu pracy przeciętnego urzędnika. Kolejne cenne chwile za publiczne pieniądze uciekają gdy urzędnicy układają swoje “papiery” w teczkach, folderach i systemie elektronicznego obiegu dokumentów. Ogromną część z tej papierologii stanowią tak zwane “dupokryjki”, czyli papiery kierowane do innych urzędników, celem odsunięcia odpowiedzialności za ewentualne konsekwencje swoich działań wewnątrz biurokratycznej maszyny. Wszechobecna spychologia i niemożność podjęcia nawet najprostszej decyzji nie mieszczącej się w kanonie “standardów danego urzędu”, sprawia że instytucje posiadają tak ogromną bezwładność. Pchnięcie sprawy w jakimś kierunku powoduje, że po pewnym czasie traci się jakąkolwiek możliwość wpływania na jej przebieg. Im więcej wydziałów bierze w tym udział tym bardziej inercja wzrasta. Próba zmiany, jakiej decyzji lub skierowanie sprawy na inny tor jest praktycznie niemożliwa. Na domiar złego wszelkie decyzje, należy rozważyć pod kątem “klimatu politycznego”, wizerunku medialnego “władcy”, czy humorów urzędników wyższego szczebla. Tkwienie w takim środowisku, powoduje, że gro ludzi pracujących na stanowiskach urzędniczych, ogarniętych jest manią prześladowczą, a na pewno wszyscy wplątani są w różnego rodzaju “intrygi pałacowe”, rozgrywające się w zaciszu biur.