poniedziałek, 28 lutego 2011

Człowiek z betonu.

Polityk, - bo o nim mowa w tytule - a ogólniej człowiek przy władzy z nominacji, to persona, której się wydaje, że znają się na wszystkim. Jak wiadomo jak ktoś zna się na wszystkim to w konsekwencji nie zna się na niczym.  Mimo to erudytów próżno  szukać wśród wierchuszki  władzy, raczej do tej elitarnej grupy nieproduktywnych pseudointelektualistów nie należą. Mądrość pozorna jaką, owa osobistość emanuje, mogłaby  przyćmić wybuch supernowej.  Tyle, że ta emanacja intelektu jest jedynie ich wybujałą fantasmagorią o tym za czym po cichu tęskni próżna osobowość. Jak głosi kolejna sentencja: głupi nie wie, że jest głupi, a mądry to wie. Niestety ci multidyscyplinaryści, bez krzty pokory, potrafią wymądrzać się i doradzać w każdej dziedzinie, za nic mając odmienne zdanie prawdziwych ekspertów. I tak to mamy w kraju przegląd niezwykłego inwentarza wszelkiej maści "widzimisie fachowców", a to historyk co to się zna na telekomunikacji, tu znów prawnik który poucza lekarzy, a to psychiatra od spraw wojskowości, czy socjolog od transportu. Żaden z nich nie spełnił się w swojej wyuczonej profesji, zostali więc politykami. A polityk - monolit z twardego zbrojonego intelektu - rzecz wiadoma zna się na wszystkim. Tak oto ta radosna banda ignorantów prowadzi nas, przez meandry rozwoju gospodarczego. Efekty ich kompetencyjności podziwiamy na co dzień. Stadiony zamiast dróg, rozsypujące się koleje państwowe, rosnące podatki i zadłużenie, populizm zamiast efektywnych reform, to wszystko daje obraz nędzy intelektualnej ludzi przy sterach władzy. Nie jest to domena jakiejś konkretnej opcji politycznej, ten stan utrzymuje się od lat i jest charakterystyczny dla ogółu "elit" politycznych.


Mimozy pokroju byłego premiera Marcinkiewicza, obejmują intratne stanowiska w spółkach skarbu państwa, urzędach i innych publicznych instytucjach. To co dzieje się w kuluarach, ministerstw, urzędów i spółek skarbu  państwa to  istny horror. Horror dla pracowników, którzy muszą pracować z szefem ignorantem, korygować jego autorskie pomysły, a przy tym ciągle potakiwać, tak by nie urazić jego delikatnego EGO. Obsada stanowisk według klucza partyjnego doprowadza do takich sytuacji, gdzie były kierowca karetki obejmuje stanowisko dyrektora personalnego wielkiego zakładu przemysłowego, a jako jego kwalifikacje uznaje się jego wieloletnią przynależność do NSZZ Solidarność. Po co mu inne kwalifikacje? Przecież on zna się na wszystkim. Z każdym dniem się w tym utwierdza co raz mocniej, niczym wiążący beton. Ten beton rozlał się po całym kraju i tylko rewolucyjny dynamit jest w stanie go rozkruszyć.
Winni temu są przede wszystkim, "potakiwacze" i wyborcy, którzy utwierdzają tych biednych ludzi z betonu w przekonaniu, że są pępkiem świata i skarbnicą mądrości. Sprzeciw społeczny, może w końcu otworzyłby im oczy, które zasłaniają klapki z rozbuchanego ego. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz