poniedziałek, 27 grudnia 2010

Złe oblicza wolontariatu.



Dziś, o procederze który zwie się zbiórką datków na zbożny cel. Pośród wielu autentycznych kwestarzy, autentycznie (charytatywnie) zaangażowanych w akcję dobroczynną, coraz więcej jest takich którzy jadą na prowizji od zebranych środków lub za sprzedane gadżety, zrobione przez "upośledzone dzieci" czy "kalekich artystów" (ile w tym prawdy nie mnie to oceniać, od tego są odpowiednie służby, a przynajmniej być powinny ). Ale jeśli Ci dobroczynni biznesmeni funkcjonują na taką skalę jak się wydaje, to nie można takiego zachowania nazwać wolontariatem, a raczej intratną akwizycją spokoju sumienia. Stawia to pod znakiem zapytania celowość działań charytatywnych, z definicji mających przede wszystkim przynieść korzyść potrzebującym, a nie całej grupie pośredników. Dając datek takiemu pseudo wolontariuszowi, w naszym mniemaniu zawieramy z nim niepisaną umowę, że nasza darowizna wesprze fundację, lub konkretną osobę na poczet której organizowana jest kwesta. W zależności od celu jaki przyświeca danej akcji, często kalkulujemy wysokość naszej pomocy. Podejrzewam, że mało kto dałby 10zł, wiedząc, że potrzebujący otrzyma z tego tylko 1zł. To jest jawne oszustwo. No chyba, że "wolontariusz" nas o tym uczciwie poinformuje. Czy kiedyś ktoś spotkał takiego uczciwego "zbieracza"?

Od jakiegoś czasu spotykam się coraz częściej z tymi "zbieraczami". Mam wrażenie, że co niektórzy przeszli na zawodowstwo, bo co jakiś pojawiają się u mnie w firmie albo w domu z różnymi propozycjami ulżenia mojemu sumieniu, które wciąż cierpi z powodu mojej egoistycznej postawy wobec potrzebujących. Te same twarze ale co rusz to inne szlachetne misje. Zawsze grzecznie odmawiam. Nie żebym był zupełnie obojętny, moja pomoc ogranicza się raczej do sprawdzonych fundacji gdzie mogę wpłacić na konto swoje odkupienie, lub jeśli to możliwe staram się pomóc konkretnym osobom.


Jak już jestem przy temacie wolontariatu i akcji charytatywnych. Zauważyłem ostatnio, dość nachalną akcję Caritasu i nie tylko. W niektórych supermarketach przy kasach stoją dzieciaki w koszulkach Caritas lub harcerze z puszkami i jak leci "bezinteresownie" pakują wszystkim klientom ich sprawunki. Sytuacja jest dość niekomfortowa i krępująca dla osoby, która normalnie nie dałaby datku lub z zasady nie wspiera instytucji kościelnych. Z jednej strony, za wykonanie jakiejś pracy powinno się zapłacić, tym bardziej wynagrodzenie w całości przekazane zostanie na zbożny cel. Dodatkowo zdrowemu emocjonalnie dorosłemu człowiekowi, ciężko jest odmówić datku gdy prosi o niego dziecko przekonane o słuszności swego postępowania i w swej naiwności niezdające sobie sprawy z tego że po pierwsze stawia nas przed dylematem: poglądy czy niskopoziomowe emocje, po drugie że jest narzędziem w umiejętnie użytym dla osiągnięcia celu. Używanie takich socjotechnicznych sztuczek nawet ze szczytnych pobudek, jest tak samo poprawne moralnie jak podprogowa reklama (i nie mam tu na myśli ulotek zostawianych pod progiem ). Oto jak tanim kosztem, bo za obietnicę zbawienia można , zwiększyć skuteczność akcji. Gwoli uczciwości takie działania nie są jedynie domeną Caritasu, wspomniane metody szantażu emocjonalnego stosują zarówno wspomniane wcześniej pseudo fundacje, jak i sławna WOŚP (aczkolwiek w tym przypadku odbieram to spokojniej ).
Na marginesie powiem, że kilka razy dałem się złamać... i zanim do mnie dotarło co robię dałem złocisza lub dwa. Teraz serdecznie dziękuję za pomoc w pakowaniu i przełykam ciężko ślinę i odchodzę w siną dal czując na plecach wzrok oszukanego dziecka. Czy wyzbywam się człowieczeństwa? Staję się nie czuły? Nie... ale znam takich co z chęcią rzuciliby we mnie kamieniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz