sobota, 18 grudnia 2010

Racjonalizm i wiara.

Sporo wśród ludzi o poglądach  racjonalnych jest osób wierzących, które częstokroć są celem ostrych ataków „ateistycznych ewangelistów” - sam zresztą też kiedyś zapędziłem się w taką pyskówkę stając po stronie „ewangelistów”. Wierzącym, częstokroć na swoją modłę, a nie zgodnie doktrynami miłościwie nam panującego KRK, zarzuca się skrajny irracjonalizm i próbuje się ich wysadzić całkowicie poza społeczność racjonalistów. Co w moim przekonaniu jest to mocno krzywdzące i niesprawiedliwe.

Śmiem zatem twierdzić, że wiara nie wyklucza racjonalistycznych (czy też racjonalnych) poglądów. Jednocześnie w pełni zgadzam z twierdzeniem, że wiara jako taka jest irracjonalna i stoi w opozycji do racjonalności. I mimo oczywistego dysonansu, istnieje sensowne jego wyjaśnienie. Należy sobie zdać sprawę z tego, że na całość naszej osobowości składają się elementy racjonalne i irracjonalne i to między innymi one stanowią o naszym człowieczeństwie. One ciągle się w nas ścierają. Bez względu na to jak bardzo racjonalni staramy się być, co jakiś czas wyjdzie z nas irracjonalny zwierz. U jednych objawia się to fobiami, lękami, natręctwami, lekkimi paranojami, naiwnością, potrzebą autorytetu, płonnymi nadziejami, czy czymś co mieści się w definicji poczucia intuicji. Do tego worka błahych irracjonalnych zachowań śmiało można dorzucić „soft religijność”, z jej potrzebą posiadania nieomylnego autorytetu, z naiwną wiarą, z nadzieją na życie wieczne i strachem przed karą za grzechy. Pytam, zatem czy ateista z arachnofobią, czy mający nadzieją na wygraną z ciężką chorobą mimo jednoznacznej diagnozy, nie może być racjonalistą? Tym samym czy człowiek wierzący (nie ortodoks), a posiadający otwarty umysł jest skazany na irracjonalizację totalną?
Twierdzenie, że ludzie wierzący są na wskroś irracjonalni i nie mogą mieć racjonalistycznych poglądów, wedle mego subiektywnego mniemania jest nieuprawnione. Tak samo ateizm nie uprawnia do tego by z miejsca stać się racjonalnym. Po stokroć wolę prowadzić dysputę z wykształconym teistą, o otwartym umyśle, niźli z zacietrzewionym na swojego dawnego boga czy kościół ateistą - takim religijnym dezerterem. Nachalne negowanie wiary innych ludzi prowadzi jedynie do konfliktu i może zniechęcić otwarte umysły do szerszego otwarcia, co w skrajności grozić może pchnięciem ich ku bardziej ekstremalnym poglądom. Najważniejsze jest to by zdawać sobie sprawę z koegzystujących w naszych umysłach pierwiastkach racjonalnym i irracjonalnym i starać się zrozumieć przypadłości innych, zamiast je oceniać, bo sami ich pozbawieni nie jesteśmy.

Nikt do końca nie jest racjonalny ani irracjonalny, nasza psychika, przynajmniej w jej zdrowym wydaniu nie znosi ekstremów. Owszem nie można być troszkę w ciąży, ale można być troszkę irracjonalnym (wierzącym) lub prawie racjonalnym. Racjonalizm jest drogą. Drogą dochodzenia prawd, nikt nie rodzi się ani nie staje się z dnia na dzień racjonalistą, to proces bez wyraźnie zarysowanych granic. Sam będąc teistą z wychowania wdepnąłem na ścieżkę racjonalizmu nie zdając sobie sprawy z jego istnienia. Poznając krok po kroku "tajemnice" świata tego, stałem się najpierw deistą z oczytania, potem na krótko agnostykiem by wreszcie uznać się za kompletnego niedowiarka. Patrząc teraz wstecz, na każdym z tych etapów uznałbym siebie za racjonalistę, tyle, że w drodze. I dalej tą drogą podążam, bo to droga bez końca. To coś na kształt, buddyjskiej ścieżki oświecenia, której celem jest nirwana – pełnia oświecenia. Tylko empiryczna metoda osiągania jest nieco inna, a i cel nie tak mistyczny.
Empiryczne poznanie jako narzędzie świetnie się nadaje do tego by stawać się coraz bardziej świadomym i światłym człowiekiem. Jak daleko się zajdzie to już inna bajka. Jedni porzucają wiarę, inni mimo, że na co dzień racjonalni, czasem z rozrzewnieniem patrzą w niebo szukając tam pomocy. Traktowanie wiary jako najistotniejszego przejawu ludzkiej irracjonalności jest nadinterpretacją ,bo przejawów tych jest cała masa w otaczającej nas rzeczywistości. 
Jak potraktować racjonalistę z "tych racjonalistów" z nadzieją na szóstkę grający w jakiegoś "Totka Lotka" z jednej strony, z drugiej "racjonalista z tamtych" klepiący od czasu do czasu paciorek do bozi przed ważnym egzaminem ze statystyki? Pytanie czego naiwność wiary w wygraną miałaby być mniej irracjonalna od wiary równie naiwnej w to, że bozia pomoże w rozwiązaniu zadania z rozkładem Gaussa? Nie potrafię określić wagi występku przeciwko racjonalizmowi ni jednego ni drugiego, więc traktuje ich słabostki na równi i jestem w stanie je zaakceptować.

Mój wywód nie dotyczy oczywista religijnych ekstremistów i egzorcystów, którzy czasem pojawiają się na publicznym forum, tylko całkiem sporej grupy sensownych ludzi o bardzo rozsądnych poglądach tkwiących słabiej lub mocniej w swojej wierze, ale przejawiających ogromny potencjał racjonalności. I nie w tym rzecz by przeciągać ich siłą na „ciemną stronę mocy” zwaną ateizmem, ale umacniać wzajemne relacje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz