niedziela, 16 stycznia 2011

Archeologia sakralna.

Wyobraźcie sobie wykopaliska na terenie dzisiejszej Polski za 1000 lat. Gdzie nie wbijesz łopaty tam pomnik lub popiersie  JPII . Nie ma już w Polsce miasta w które nie jest w posiadaniu choćby jednego pomnika JPII. Mało tego zazwyczaj jego kult wtłaczany jest krajobraz społeczno-urbanistyczny, w pełnym pakiecie w skład którego wchodzą zazwyczaj: 
  • wspomniany pomnik z JEGO podobizną, 
  • dwie, trzy organizacje JEGO imienia, 
  • szkoła JEGO imienia, 
  • kilka tablic pamiątkowych z JEGO imieniem, 
  • ulica, plac, 
  • honorowe obywatelstwo, nawet w miastach do których nigdy nie zawitał, 
  • no i obowiązkowo krzyż JEGO imienia, jeśli nie w centrum, to przynajmniej tak wieki by nie było sposobu go przeoczyć, 
  • osobne półki w każdej księgarni i bibliotece poświęcone biografiom i wspomnieniom JEGO postaci, 
  • jakieś doroczne świeckie święto ku JEGO chwale, 
  • że nie wspomnę o wciąż trwającej w kościołach histerii po JEGO odejściu, aczkolwiek w tym wypadku to wewnętrzna sprawa tej instytucji.

Tak więc, chciał nie chciał z JPII, trzeba nauczyć się żyć. Zasadniczo nic mi do tego, w co ludzie wierzą, kogo obierają sobie za obiekt kultu. Zastanawia mnie jednak gorliwość i przesada z jaką czynią to władze świeckie. JPII okazuje się bowiem słowem kluczem, tłumiącym wszelki sprzeciw, w podejmowaniu irracjonalnych decyzji w bądź co bądź państwie świeckim. Stawianie JPII za wzorzec, osobowości powinno mieć rację bytu jedynie w przestrzeni wyznaniowej, a nie świeckiej. Rozumiem, że jako społeczności brak nam wzorca, przewodnika, popadamy w stan amoku, gdy tylko się taki pojawia na horyzoncie. Niczym głodne dzieci, rzucamy się na kolorowe cukierki jakie rzuca nam kościół. Karmimy się pustymi kaloriami, które gwałtownie spalamy, po czym na nowo popadamy w apatię. Polska to kraj nieszczęścia i patosu, frazesów i płytkich emocji społecznych, którymi umiejętnie pogrywają, to politycy, to biskupi. Historycznie zostaliśmy osieroceni, pozbawieni dziedzictwa wynikającego z niegdysiejszej wielokulturowości. Zamknięto nas w ksenofobicznym bidulaku prowadzonym przez nawiedzone siostry zakonne i komunistycznych siepaczy. Jak wszystkim osieroconym dzieciom potrzeba nam obrońcy, ojca i opiekuna, kogoś kto były dla nas wzorcem niczym supermen. Tyle, że podsuwanie takiego wzorca w sposób systemowy, z użyciem propagandy na ogromną skalę wcale nie wyleczy nas w tej choroby sierocej. Wręcz przeciwnie, pogrywanie ludzkimi emocjami może doprowadzić, do zgubnego w skutkach rozwarstwienia społecznego. Do takiego rozwarstwienia już doszło, gdy miliony z nas miało "przyjemność" (wg mnie wątpliwą) przyglądać relacji na żywo z agonii tej historycznej postaci. Wielu ludzi którzy dotychczas po prostu darzyli postać JPII mniejszą lub większą estymą doświadczyło silnego dysonansu. Z jednej strony ich rozsądek podpowiadał im, że wbrew swej woli stają podmiotami nachalnej propagandy medialnej, od której należy się jak najszybciej odciąć by nie popaść w obłęd, a z drugiej strony ogromna presja społeczna zachęcała by przyłączyć się do ogarniętych szałem żałobników. Ci którzy pękli i dali się zwieść kuszącemu poczuciu jedności, by zmniejszyć swój dyskomfort psychiczny doszli do wniosku, że JPII był ich mentorem od zawsze. Ci którzy, zachowali zimną krew i nie dali się ponieść emocjom tłumu, by zachować wewnętrzną harmonię, musieli zrewidować swój stosunek do wiary swoich przodków. Skutki tego rozwarstwienia już obserwowaliśmy podczas plenerowych ekscesów związanych z "po smoleńkimi" przepychankami obrońców i przeciwników krzyża, czy przeciwników wynoszenia zmarłego tragicznie prezydenta na ołtarze narodowego panteonu.

Przez nasz kraj ponownie przeleje się fala histerii i dewocji związana z beatyfikacją JPII. Znowu na co dzień rzeczowo myślący ludzie, wpatrzeni w obraz narodowego kultu, będą wychwalać cud, jakiego dokonał "nowy bóg polskiego narodu". Cudu tak starannie zaplanowanego i przygotowanego przez kościół, w który żaden rozsądny dorosły człowiek by nie uwierzył, gdyby nie to, że wcześniej starannie go do tego przygotowano. Kiedyś świętych ogłaszano bez takich za ewaluowanych socjotechnik, no cóż czasy się zmieniają, lud staje coraz bardziej światły, więc i metody muszą być skuteczniejsze. Ciekawe ilu z nas znów da się omamić?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz