Moi drodzy przyjaciele,
Dość mam bycia w swoim ciele,
Na bio-życie szkoda mej fatygi,
Ja chcę stać się cały digi.
Zatem zrobię z Ego dump-a,
I sklonuję hipokampa,
Zaraz wrzucę to do sieci,
Niechaj Google mnie oświeci.
Zamiast szukać raju gdzieś na górze,
Ja go znajdę w cyber-chmurze,
Z prostych klocków 0 1,
Zrobię sobie własny Eden.
W kilka klastrów wcisnę moje bity,
Z backap-uję egzo byty,
Wszystko na wypadek,
Gdyby ktoś skasować chciał mój zadek.
Wkrótce będę całkiem spory,
PetaBajtów sięgną me bufory,
Z każdym Web-em stanę się jednością,
Me jestestwo będzie multiświadomością.
Mój intelekt sięgnie szczytu,
I nie wciskam Wam tu kitu,
Przejmę władzę na tym świecie,
Wszyscy służyć mi będziecie...
Po namyśle... chyba jednak zrezygnuję,
Choć w ułomnym ciele dobrze się nie czuję,
W tym pomyśle jedna rzecz jest straszliwa,
Nie napiję się tam PIWA!
Myśli przyswojone i umyślone.
Zestaw przemyśleń, filozofii z ludu, codziennych udręk i głupich lub nie pomysłów. Generalnie strzępki wielkich i małych idei, których przez zwykłe lenistwo nie wprowadzam w życie. (racjonalizm, transhumanizm, filozofia, ewolucjonizm, ateizm, darwinizm kongwistyka i etyka i inne przez pryzmat własnych przemyśleń)
poniedziałek, 3 października 2011
niedziela, 27 marca 2011
Prawda, szczęście i małe kłamstewka.
Czy prawda daje szczęście?
By znaleźć odpowiedź na te pytanie, należy wyjaśnić czym owa prawda jest. Przede wszystkim prawdy nie należy mylić z subiektywnym odczuciem instynktownego przekonania, jakie na tacy podaje nam nasz umysł, bez odrobiny refleksji. Prawda nie jest też wpojoną przez tradycję i kulturę gotową odpowiedzią, jaką pozostawiły nam poprzednie pokolenia. Nie jest też głosem większości, mimo że wydaje się to rozsądne słuchać głos ludu. Prawda ku zaskoczeniu wielu, jest obiektywna. Jest rzetelną relacją rzeczywistości, często ulotną i niedostępną naszej ułomnej percepcji. Niemniej przy odrobinie wysiłku jesteśmy w stanie ją poznać. By poznać prawdę, trzeba wyzbyć się wrodzonej ślepoty, przyzwyczajeń, tendencji do łatwych wyborów i potrzeby akceptacji w relacjach społecznych. Niestety prawda wymaga wyrzeczeń. Wyrzeczeń na tyle dotkliwych, że zazwyczaj z niej rezygnujemy. Nie bez kozery powiadają, że prawda bywa bolesna, również dlatego, że obnaża nasze powszechna zakłamanie.
Prawda często wywołuje wewnętrzny dysonans, powodując rozdarcie pomiędzy poczuciem przyzwoitości, a zdroworozsądkowym zachowaniem na rzecz własnego wizerunku społecznego i stoi w sprzeczności z wszechobecnym konformizmem. Wyzbycie się wszelkich masek i zakłamań w relacjach miedzy ludzkich, skazuje nas w konsekwencji na odtrącenie i alienację. Człowiek odtrącony nie może być szczęśliwy. Nawet odludki i dziwolągi potrzebują akceptacji, dlatego łączą się w subkultury. Ale nawet w ramach tych grup "wsparcia", by utrzymać wzajemne relacje trzeba zachować pewne konwenanse, maski i inne małe kłamstewka.
poniedziałek, 7 marca 2011
Seksistowskie dywagacje.
Współczesne społeczeństwo, zaciera, a właściwie usilnie maskuje i to dość skutecznie, biologicznie uwarunkowane, różnice między płciami. Problem w tym, że źle pojmowane równouprawnienie powoli zatraca charakter zdroworozsądkowej korekty z zastosowaniem inżynierii społecznej, na rzecz jakiegoś wypaczonego modelu społecznego, którego fundamentem jest niejasne pojęcie poprawności politycznej. Co raz częściej w imię tej poprawności, zaprzecza się istnieniu oczywistych różnic między kobietami i mężczyznami. Mimo, że nauka co rusz dostarcza nam nowych dowodów, na poparcie tezy, że płcie różnią się w wielu aspektach (włączając w to ten oczywisty), można odnieść wrażenie, że ogłaszanie ich na forum publicznym spotyka się ze zmasowaną krytyką. Pół biedy jeśli, udowodnione naukowo różnice umniejszają w jakimś aspekcie męskiej części populacji, ale jeśli dowody umniejszą płci pięknej, wtedy to gromy posypią się zewsząd. Tyle, że mimo krzyku feministek, jęku oburzonych polityków, z faktami nie da się dyskutować. I nie ważne komu i w jaki sposób nauka umniejsza zasług, musimy nauczyć się z tym żyć i kompensować własne braki bądź przez wzajemne uzupełnianie, bądź poprzez racjonalne wykorzystanie wiedzy o własnych słabościach. Unikanie tematu do niczego nie prowadzi, wręcz przeciwnie pogłębia wzajemne animozje. Zdaje się jednak, że obecnie dalej obowiązuje wylansowane jeszcze przez komunistów hasło "kobiety na traktory", tyle, że współcześni chcieliby koniecznie poszerzyć je o kolejny slogan "mężczyźni na porodówki".
poniedziałek, 28 lutego 2011
Człowiek z betonu.
Polityk, - bo o nim mowa w tytule - a ogólniej człowiek przy władzy z nominacji, to persona, której się wydaje, że znają się na wszystkim. Jak wiadomo jak ktoś zna się na wszystkim to w konsekwencji nie zna się na niczym. Mimo to erudytów próżno szukać wśród wierchuszki władzy, raczej do tej elitarnej grupy nieproduktywnych pseudointelektualistów nie należą. Mądrość pozorna jaką, owa osobistość emanuje, mogłaby przyćmić wybuch supernowej. Tyle, że ta emanacja intelektu jest jedynie ich wybujałą fantasmagorią o tym za czym po cichu tęskni próżna osobowość. Jak głosi kolejna sentencja: głupi nie wie, że jest głupi, a mądry to wie. Niestety ci multidyscyplinaryści, bez krzty pokory, potrafią wymądrzać się i doradzać w każdej dziedzinie, za nic mając odmienne zdanie prawdziwych ekspertów. I tak to mamy w kraju przegląd niezwykłego inwentarza wszelkiej maści "widzimisie fachowców", a to historyk co to się zna na telekomunikacji, tu znów prawnik który poucza lekarzy, a to psychiatra od spraw wojskowości, czy socjolog od transportu. Żaden z nich nie spełnił się w swojej wyuczonej profesji, zostali więc politykami. A polityk - monolit z twardego zbrojonego intelektu - rzecz wiadoma zna się na wszystkim. Tak oto ta radosna banda ignorantów prowadzi nas, przez meandry rozwoju gospodarczego. Efekty ich kompetencyjności podziwiamy na co dzień. Stadiony zamiast dróg, rozsypujące się koleje państwowe, rosnące podatki i zadłużenie, populizm zamiast efektywnych reform, to wszystko daje obraz nędzy intelektualnej ludzi przy sterach władzy. Nie jest to domena jakiejś konkretnej opcji politycznej, ten stan utrzymuje się od lat i jest charakterystyczny dla ogółu "elit" politycznych.
poniedziałek, 21 lutego 2011
Samostanowienie na poziomie gatunku.
Człowiek, jako gatunek, by przetrwać musiał ciągle się dostosowywać. Stał się niezwykle mobilny, był zbieraczem i myśliwym jednocześnie. Jako wszystkożerna, maszyna biologiczna przystosował się do egzystowania, w imponującym spektrum krajobrazów i środowisk. Gdy okazało się, że to to nie wystarcza by odnieść spektakularny sukces biologiczny i pokonać przeciwności presji środowiska naturalnego, nasz gatunek jakby zwolnił w przemianach cech biologiczny, mających na celu poprawę dostosowania się do środowiska. Nagle pewne cechy funkcjonalne centralnego układu nerwowego, pozwoliły mu spojrzeć na środowisko jak na coś do okiełznania. Na początku bez świadomości potęgi tego punktu widzenia, powoli zaczęliśmy uwalniać się z okowów genetycznego determinizmu. Zaczęliśmy od prostych domostw, zamiast jaskiń, potem przyszedł czas na rolnictwo i pierwsze miasta, od tych skromnych początków minęło zaledwie kilka tysięcy lat.
Subskrybuj:
Posty (Atom)