niedziela, 27 marca 2011

Prawda, szczęście i małe kłamstewka.

Czy prawda daje szczęście?
By znaleźć odpowiedź na te pytanie, należy wyjaśnić czym owa prawda jest. Przede wszystkim prawdy nie należy mylić z subiektywnym odczuciem instynktownego przekonania, jakie na tacy podaje nam nasz umysł, bez odrobiny refleksji. Prawda nie jest też wpojoną przez tradycję i kulturę gotową odpowiedzią, jaką pozostawiły nam poprzednie pokolenia. Nie jest też głosem większości, mimo że wydaje się to rozsądne słuchać głos ludu. Prawda ku zaskoczeniu wielu, jest obiektywna. Jest rzetelną relacją rzeczywistości, często ulotną i niedostępną naszej ułomnej percepcji. Niemniej przy odrobinie wysiłku jesteśmy w stanie ją poznać. By poznać prawdę, trzeba wyzbyć się wrodzonej ślepoty, przyzwyczajeń, tendencji do łatwych wyborów i potrzeby akceptacji w relacjach społecznych. Niestety prawda wymaga wyrzeczeń. Wyrzeczeń na tyle dotkliwych, że zazwyczaj z niej rezygnujemy. Nie bez kozery powiadają, że prawda bywa bolesna,  również dlatego, że obnaża nasze powszechna zakłamanie. 
Prawda często wywołuje wewnętrzny dysonans, powodując rozdarcie pomiędzy poczuciem przyzwoitości, a zdroworozsądkowym zachowaniem na rzecz własnego wizerunku społecznego i stoi w sprzeczności z wszechobecnym konformizmem. Wyzbycie się wszelkich masek i zakłamań w relacjach miedzy ludzkich, skazuje nas w konsekwencji na odtrącenie i alienację.  Człowiek odtrącony nie może być szczęśliwy. Nawet odludki i dziwolągi potrzebują akceptacji, dlatego łączą się w subkultury. Ale nawet w ramach tych grup "wsparcia", by utrzymać wzajemne relacje trzeba zachować pewne konwenanse, maski i inne małe kłamstewka.

poniedziałek, 7 marca 2011

Seksistowskie dywagacje.

Współczesne społeczeństwo, zaciera, a właściwie usilnie maskuje i to dość skutecznie,  biologicznie uwarunkowane, różnice między płciami. Problem w tym, że źle pojmowane równouprawnienie powoli zatraca charakter zdroworozsądkowej korekty z zastosowaniem inżynierii społecznej, na rzecz jakiegoś wypaczonego modelu społecznego, którego fundamentem jest niejasne pojęcie poprawności politycznej. Co raz częściej w imię tej poprawności, zaprzecza się istnieniu oczywistych różnic między kobietami i mężczyznami. Mimo, że nauka co rusz dostarcza nam nowych dowodów, na poparcie tezy, że płcie różnią się w wielu aspektach (włączając w to ten oczywisty), można odnieść wrażenie, że ogłaszanie ich na forum publicznym spotyka się ze zmasowaną krytyką. Pół biedy jeśli, udowodnione naukowo różnice umniejszają w jakimś aspekcie męskiej części populacji, ale jeśli dowody umniejszą płci pięknej, wtedy to gromy posypią się zewsząd. Tyle, że mimo krzyku feministek, jęku oburzonych polityków, z faktami nie da się dyskutować. I nie ważne komu i w jaki sposób nauka umniejsza zasług, musimy nauczyć się z tym żyć i kompensować własne braki bądź przez wzajemne uzupełnianie, bądź poprzez racjonalne wykorzystanie wiedzy o własnych słabościach. Unikanie tematu do niczego nie prowadzi, wręcz przeciwnie pogłębia wzajemne animozje. Zdaje się jednak, że obecnie dalej obowiązuje wylansowane jeszcze przez komunistów hasło "kobiety na traktory", tyle, że współcześni chcieliby koniecznie poszerzyć je o kolejny slogan "mężczyźni na porodówki".